Mała anegdotka dla Was.
Angielski jest moim ukochanym, drugim "jęzorem". Szczerze powiedziawszy, mierzi mnie postępowanie niektórych "korpo" podczas rekrutacji, polegające na czepianiu się umiejętności płynnego posługiwania się językiem obcym. Wiele razy spotkałam się z faktem mniejszej płynności językowej u rekrutera z korporacji. Z autopsji oraz doświadczeń znajomych (jak również kilku bardzo dobry artykułów psychologów) wynika, że w korporacjach nie lubią ludzi myślących inaczej, tylko takich którzy stanowiliby idealny materiał do "urobienia" na podobieństwo trybików. Przyjęło się mówić pracownikom i kandydatom, ze ich umiejętności są niewystarczające i muszą się oni ciągle starać. Ten fakt powoduje, że sporo osób "jedzie" na lekach uspokajających w pracy cierpiąc na różne nerwice sytuacyjne.
Także, niech was nie martwi gdy ktoś powie Wam,że jesteście "do kitu". Może nie mieć do końca racji i to nie jest konstruktywna krytyka (czyli taka gdy mówi się wyraźnie i w miłym tonie, co musimy jeszcze poprawić, konkretnie i od razu wymienia też w czym jesteś dobry - po przyjacielsku);-)). Generalnie, w takich miejscach jak wielkie firmy, nie docenia się pracowników a problemu z komunikacją między ludźmi stanowią "chleb powszedni", jak to u nas w Polsce ;-Dd.
Zauważyłam również, że korporacje boją się ludzi najbardziej kreatywnych , w tym bloggerów. Zajmujesz się wieloma rzeczami po pracy, masz pasje? Na rozmowach kwalifikacyjnych w Polsce, zostaniesz zapytana:" Czy się przez to za bardzo nie rozpraszasz?, "Czy się szybko nie znudzisz?". Moje odpowiedź brzmi:" to właśnie ten fakt powoduje, że szybko rozwiązuję problemy i znajduję ciekawe ich rozwiązania"... przy okazji mając życie prywatne i odstresowując się po pracy, z korzyścią dla firmy (nie przenoszę negatywnych emocji do pracy). A więc,... rekruterzy? Może zmienicie swoje nastawienie do kreatywnych osób dając im szansę się wykazać podczas okresu próbnego? Co wy na to?Proste rozwiązanie. Wystarczy pomyśleć i wyjść poza schematy - czyli zrobić to czego oczekujecie właśnie od pracowników. WYJŚĆ POZA SCHEMATY MYŚLENIA.
Mój angielski ma się dobrze. Chciałabym pokazać Wam co czytam w każdej wolne chwili.
- "English matters" - dwumiesięcznik, który znajdziesz w lepiej zaopatrzonych kioskach. 9,50 zł i sporo dobrego czytania z wyszczególnionymi najtrudniejszymi słówkami w każdym tekście (oczywiście przetłumaczone). Czytasz jak dobre czasopismo. Znajdziesz tutaj artykuły związane z nowoczesnymi technologiami, pracą, modą, lifestylem - w tym blogowanie, ochroną środowiska i wszelkimi tematami "na czasie".
- "Business English" - nieco droższy - 19,50zł (przyjemność raz na jakiś czas;-P), ale zawierający przydatne słówka, bardziej "korporacyjne" zwroty oraz schematy rozmów np. przez telefon. Przyda Wam się!
- Literatura angielska - wszelkiego rodzaju - źródło : antykwariaty, sklepy z podręcznikami językowymi, mniejsze księgarnie.
Terry Pratchett "Piąty elefant" w całej okazałości.
Ukochana książka z czasów liceum, teraz czytana w wersji angielskiej.
- Literatura science fiction. Starsza (od lat 50-tych do 90-tych). Uważam, że najlepsza, pisana "z polotem".
- Zasady dobrego wychowania - książki z regułami obowiązującymi na co dzień i w świecie biznesu.
- Łamigłówki, zadania logiczne, kultowe "zręcznościówki"
- "Zręcznościówki" - zadanie - ułóż lewą ręką.
- Stara klisza (jeszcze z aparatu manualnego z lat 80-tych może 90-tych) = projekt artystyczny DIY. Jeszcze nie wiem do czego jej użyję. Lubię starocie. Zawsze można wymyślić jakiś kolaż, mini - instalację albo inny jeszcze artystyczny "twór". Być może użyję jej do własnoręcznie szytej torby typu shopper bag w charakterze ozdoby paska.
- Książki podróżnicze - nadal króluje Beata Pawlikowska
* * *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz